Człowiek, który spadł na Ziemię
Książka Marka Tarana pt. Święta żeńskość przypomina stary zwój papieru, na który nakładano kolejne warstwy tekstów przyozdabianych inicjałami, sekretnymi ilustracjami, niekiedy zanotowanych sympatycznym atramentem. Ta opowieść jest jak odnaleziony na wykopaliskach pradawny artefakt, którego treść odczytuje dla nas autor przy użyciu swojej szerokiej wiedzy, ale przede wszystkim wrażliwości, intuicji i serca.
Autor rozszyfrowuje między innymi mity i baśnie. Jest uważnym czytelnikiem, który tropi ukryte w nich prawdy, dociera do różnych wersji, porównuje i przygląda się przede wszystkim temu, co z nich usunięto albo zakryto. Znamy zazwyczaj rozpowszechnione, bardzo uproszczone wersje mitycznych czy baśniowych zdarzeń, które sprzyjają gubieniu istotnych części nas samych. Marek Taran zwraca uwagę na fakt, że zazwyczaj to, co zakryte albo przeinaczone, skierowane jest przeciwko kobietom albo żeńskiej energii. W ten sposób zapominamy o esencji zarówno kobiecości, jak i męskości - świat staje się wówczas antyświatem. Wystarczy przywołać chociażby symbol węża obciążony w naszej kulturze tym, co negatywne, grzeszne. Marek Taran zwraca uwagę na jego pierwotne znaczenie związane z labiryntem i wirem tak ważnym w wielu baśniach i mitach, a utożsamianym z energią żeńską. Mówiąc językiem akademickiej sowy, która jest jedną z bohaterek książki, niczym fale kwantowe.
Inne źródło ważne dla autora Świętej żeńskości to przekaz ustny. Wiele opowieści snutych przez Marka Tarana nie zostało spisanych przez nikogo wcześniej. To charakterystyczna dla linii żeńskiej mądrość przekazywana z pokolenia na pokolenia, to wtajemniczanie w życie za pomocą opowiadania i odwoływania się do własnych uczuć, do uważnego obserwowania natury i umiejętności życia w bliskości z nią. Autor podkreśla, że sam został wtajemniczony przez swoją babcię, która mieszkała na Wschodzie, a później przez towarzyszące mu w życiu kobiety.
Te dwa źródła, z których czerpie autor, tworzą niezwykłą treść. Bardzo ważna jest w nich zgłębienie tajemnicy dwóch centrów energetycznych ciała kobiety, a mianowicie serca i łona. Te dwie róże - takiego określenia używa autor - są świętością kobiety. Marek Taran rozprawia się z porządkiem naszej kultury, która wypaczyła myślenie o seksualności, uprzedmiotowiła kobietę umieszczając ją na dwóch biegunach – czyniąc z seksualności sferę tabu i grzechu albo sprowadzając seksualność wyłącznie do uwodzenia i hedonistycznego seksu. Czytając Świętą żeńskość, miałam poczucie ogromnego szacunku, wyczucia i zrozumienia dla linii żeńskiej.
Kolejnym powodem, dla którego sięgnęłam po książkę, to sposób pisania. Autor unika akademizmu i intelektualizowania – choć wiedza i wykształcenie, jakie posiada, mogłyby na to wskazywać. Rozważania autora przeplatane są rozmowami z przyjaciółmi z lasu – czytamy w nich wypowiedzi zwierząt szanujących życie i doglądających swojego potomstwa. To tak jakbym na chwilę wróciła do dzieciństwa, kiedy czytane przeze mnie bajki trafiały prosto do serca, nie komplikując za bardzo życia wyznaniami umysłu. W lesie od czasu do czasu do głosu próbuje dojść przemądrzała sowa, która opowiedziane przez zwierzęta historie przekłada na język nauki. Bohaterka nie odnajduje jednak posłuchu wśród pozostałych mieszkańców lasu, bo nie porusza ich serc.
Dla mnie autor Świętej żeńskości jest jak „człowiek, który spadł na Ziemię” z gwiazd. Tym razem nie w ciele Davida Bowiego, a Marka Tarana. I wygląda na to, że obaj panowie wnieśli wiele do mojego życia. Dziękuję za ten niezwykły dar.