Nie wyobrażam sobie życia bez pisania dziennika.
Zdałam sobie niedawno sprawę, że coś dla mnie tak oczywistego, dla innych okazuje się osobliwym nawykiem. Nigdy nie uważałam, że dziennikopisanie jest czymś, co mnie wyróżnia. Nie pomyślałam o tym, przedstawiając się na początku jakichkolwiek zajęć integracyjnych czy podczas kolejnych warsztatów rozwoju osobistego. Dość długo żyłam w przekonaniu, że wszyscy tak mają – każdy nosi w torebce czy w plecaku zeszyt i w razie potrzeby zatrzymuje się w parku czy kawiarni, żeby zapisać coś istotnego.
Tak się składa, że osoby, z którymi sie przyjaźnię, też dziennikopiszą, więc nie miałam powodów, aby wierzyć w inną koncepcję świata. Podejrzewam nawet, że właśnie pisanie dziennika poprowadziło nas ku sobie. Jakieś irracjonalne przeczucie pozwalało nam stwierdzić, że ta dziennikopisarska iskra w oku napotkanej osoby, to sygnał o nieuchronnej przyjaźni.Pamiętam gruby czerwony zeszyt trzymany przez moją siostrę w szufladzie. Czasem widziałam, jak wyjmuje go i zamyślona siedzi nad kartkami z piórem w ręku. Wydawało się, że doznawała jakiegoś olśnienia, była taka odległa, a przecież siedziała obok mnie. Patrzyłam na nią z zachwytem. Niedługo po tym założyłam swój pierwszy dziennik zafascynowana siostrą, ale też jedną z dziewczyńskich książek, której tytułu nie pamiętam. W ten sposób wyruszyłam w swoją podróż, która trwa ponad 30 lat.
Dziennik daje mi pewność, że świat realny – ten, na który większość z nas się umówiła, nie jest jedynym. Istnieje przecież jeszcze cała przestrzeń świata pod powierzchnią. To nasze myśli, przekonania, marzenia, sny, monologi, rozmowy z innymi, powroty do dzieciństwa, spotkania w przyszłości. To cały kosmos doznań, głosów, dźwięków, barw, zapachów - to nieskończone konstelacje tworzone przez nas każdego dnia - nosimy je wszystkie w sobie.
Są tacy, którzy za wszelką cenę zaprzeczają istnieniu tej części siebie. Żyją na powierzchni, a gdy pojawia się jakikolwiek znak z tamtej strony – ich błyskotliwe umysły przedstwiają przekonujące argumenty, żeby tam nie zaglądać. Można się też pod powierzchnią zatracić, a nawet zabarykadować. Z jakiegoś powodu powrót do tego, co większość z nas uznaje za realne, staje się niemożliwy. Niektórzy zostają. Z innymi prowadzi się długotrwałe negocjacje, przekonując do powrotu.Podróż z dziennikiem daje mi poczucie bezpieczeństwa. Pomaga w przechodzenia z jednego miejsca w drugie. Im większe doświadczenie w dziennikopisaniu, tym łatwiej można się przemieszczać.
Świat pod powierzchnią przepełniony jest doznaniami i rządzi się nieznanymi nam prawami. Choć z pewnością pojawią się w tym momencie protesty. Mnie się wydaje, że znamy tylko niewielki wycinek tego, co jest do odkrycia. Nie przeczę, że są wśród nas istoty, które odkryły jego największe tajemnice.
Podróż pod powierzchnię wymaga uważności – w jednej chwili otrzymujemy tak wiele sygnałów, że w tej wielości można mieć poczucie pustki. Niech Was to jednak nie zmyli! Świat pod powierzchnią zbudowany jest z zupełnie innej materii niż ta, do której przywykliśmy.
Ze splątania myśli – w zatrzymaniu i uważności – wyłania się jedno słowo, jedno wrażenie, któremu nadaje się formę. To dobry kierunek. Zapisujcie cokolwiek, nawet jeśli uważacie, że to tylko zwyczajne relacjonowanie zdarzeń. Opisy rzeczywistości po jakimś czasie zamieniają się w obserwacje emocji i odczuć. Zaczniecie przyglądać się sobie – tropić wątki, razem z nimi zadawać pytania o to, co jest ważne, co zrobić, co wybrać, jak chcecie się czuć. Uważne dziennikopisanie pozwoli Wam połączyć te tropy w jedną historię o sobie. To początek drogi w głąb siebie.Jeszcze bardziej fascynujące jest przyglądanie się własnym snom. Zapisane w dzienniku nocne historie mogą być trudnymi do rozwikłania zagadkami. Czasem jednak wystarczy poczekać i powrócić do zapisanej opowieści za jakiś czas, żeby ze zrozumieniem zajrzeć w siebie. Niektóre sny są jednak na tyle ważne, że popychają do pracy nad sobą, wymagają obecności lustra, w którym można się przejrzeć, podpowiedzi kogoś wtajemniczonego.
Niekiedy kartki dziennika zapełniane są sentencjami czy fragmentami przepisanego tekstu z poruszającej książki. Te słowa wnikają w nas coraz głębiej za każdym razem, gdy do nich wracamy. Po jakimś czasie stają się naszą życiową prawdą i zapominamy o ich autorach. Ta zjawiskowa kradzież sprawia, że myśli rozprzestrzeniają się i stają się naszym kolektywnym snem. Dzięki temu jesteśmy jednością, wspólnotą, która potrzebuje ukrytej w słowach mądrości.
Czasem w natłoku zdarzeń zapominam o dziennikopisaniu. Świat zewnętrzny pochłania mnie tak bardzo, że nie pamiętam o wszystkich obietnicach złożonych przed sobą na jego kartkach. W tym nieludzkim pędzie tracę oddech i mam wrażenie, że nie żyje swoim życiem, a mechanicznie zaprowadzam siebie w miejsca, do których prowadzi mnie zewnętrzny przymus. Zaczynam żyć bardziej życiem innych niż swoim. W takich chwilach zawsze sięgam po dziennik – świat wtedy w jakiś niezwykły sposób spowalnia, a ja mam odwagę powiedzieć mu „nie, mam dość”. Myślę, że nie miałabym na to siły, gdyby nie obecość tego symbolicznego przedmiotu – dziennika. Wracam do świata pod powierzchnią, otwieram drzwi, na których jest napisane: „Poznaj samą siebie”. Ja bym to ujęła inaczej – przypomnij sobie, kim jesteś.