Wodna przeszłość

25 kwietnia, 2024
Agnieszka Szyk

Płynęłam z nurtem opowieści Elaine Morgan pt. "Pochodzenie kobiety", choć nie jest ona wymyśloną przez autorkę fabułą, a popularnonaukową rozprawą dotyczącą interpretowania pewnych faktów na temat teorii ewolucji. W trakcie lektury towarzyszyły mi dwa uczucia.

Pierwsze to radość ze śmiałości i świeżości (choć książka powstała w latach 70. ubiegłego stulecia) w stawianiu pewnych hipotez dotyczących rozwoju gatunku homo sapiens. Elaine Morgan popularyzuje hipotezę Alistera Hardy’ego o tym, ze ważnym etapem kształtowania się człowieka była faza wodna – w pewnym momencie nasze przodkinie i przodkowie zeszli do wody i w ten sposób m.in. utracili owłosienie, stali się dwunożni, wykształcili zdolność pływania, a samice rodzenia w wodzie. Założenie to do dziś nie zostało uznane przez dominujące nurty naukowe, a niekiedy nazywane jest pseudonaukowym, co podkreślane jest przez funkcjonowanie terminu hipotezy wodnej małpy.

Jeśli przyjęlibyśmy popularyzowane przez Morgan hipotezy, nasz świat zostałby odwrócony do góry nogami. Dlaczego? Musielibyśmy uznać, że rolą samic wcale nie była niższa, tak jak twierdzili wcześni darwiniści i ich wielcy interpretataorzy. Należałoby wyzbyć się wszelkich wartościujących określeń dotyczących ról samic i samców, gdyż prawdopodobnie funkcjonowały one we wzajemnej współpracy, we wzajemnym splocie, który prowadził ich do wychodzenia naprzeciw panującym warunkom. Czynnikiem, który zapewne przywiódł nasz gatunek do tego miejsca, w którym jesteśmy, była potrzeba kreacji życia, co miało związek chociażby z budową kobiecego ciała. Nie miała ona nic wspólnego ze wzbudzeniem zainteresowania samca, a potrzebą doglądania i ochroną potomstwa. Obfite pośladki czy krągłe piersi kobiet są ewolucyjną odpowiedzią na siedzenie i trzymaniem dziecka w ramionach albo możliwością karmienia go w wodzie. Pośladki gwarantowały wygodę i ochronę samicy doglądającej dziecko, a piersi umożliwiały przechowywanie mleka w odpowiednich warunkach i karmienie go również wówczas, kiedy małpy były zanurzone w wodzie.

Morgan, idąc tropem potrzeby kreacji życia, wychowywania potomstwa, pokazuje, że najważniejszym czynnikiem przetrwania była potrzeba opieki, ochrony i macierzyństwa, a nie seksualnej dominacji i atrakcyjności. Autorka poddaje refleksji fakt, że wśród zwierząt nie występuje zjawisko gwałtu czy prostytucji, a kopulacja odbywa się zawsze w wyniku zaproszenia samicy, za jej zgodą.

Co takiego stało się w świecie homo sapiens, że seks stał się niemal obsesją. Ważnym czynnikiem był zanik rui, która sprawiała, że nasi przodkowie i przodkinie w naturalny sposób rozmnażali się, nie przywiązując do tego faktu zbytniej wagi. Otóż wejście do wody przyczyniło się do przytępienie powonienia, a przyjęcie postawy dwunożnej zmieniło układ kobiecego łona. Jeśli wziąć pod uwagę  tendencję samic do tworzenia więzi na zasadzie tzw. zgromadzeń, w których najważniejsze jest tworzenie relacji, ochrona i opieka oraz tendencję samców do budowania tzw. kohort, czyli grup powstających w obliczu zagrożenia czy obecności wroga, odpowiedź wydaje się oczywista.

Wyjście z wody było kolejnym momentem przełomowym, w którym rozpoczął się okres rolniczy w rozwoju ludzkości – wówczas to posiadanie własnego terytorium, a co za tym idzie, przekazanie go potomstwu, które można było sobie zagwarantować w momencie obecności samicy, stało się dominującym modelem przetrwania – wystarczy przeczytać „Chłopów” Reymonta, żeby przekonać się, iż ten model zakorzenił się w naszej kulturze na dobre.

Słowo kultura pochodzi od określenia  łacińskiego colere – co oznacza, uprawianie ziemi. I właśnie dochodzę do drugiego uczucia, które towarzyszyło mi w czasie czytania książki. Rozczarowanie tym, że człowiek przywłaszczył sobie Ziemię, uznając, że jest ona jego własnością. Być może nasi łowieccy przodkowie – którzy, jak się okazuje, wcale nie byli stuprocentowymi tarzanami, a raczej zbieraczami i zbieraczkami, znali receptę na szczęście bez potrzeby podbijania świata. Bez poczucia posiadania Ziemi i Kobiet.

Żarty żartami, ale zastanawiające jest to, że z jakiegoś powodu komuś jest wygodniej utrzymywać obecny porządek rzeczy, a to, co może go zmienić, spycha się do pseudonauki. Poczekajmy, kto wie, może kolejne pokolenia uznają naszą wodną przeszłość.  

© Copyright 2023 / Pisze się - Agnieszka Szyk / wszelkie prawa zastrzeżone / Regulamin Newslettera